czwartek, 27 lutego 2014

Robert Fripp - Love Cannot Bear


   Każdy meloman zna to nazwisko. Robert Fripp, lider legendarnej grupy King Crimson, jest ważną i barwną postacią w świecie muzyki rockowej. Świetny gitarzysta, realizował swoje projekty z wieloma znanymi artystami. Poświęcono temu wiele artykułów, więc ciekawych takich zestawień, odsyłam do Wikipedii, lub obszernej literatury fachowej. Nie sposób też nie wspomnieć o mnogości nieoficjalnych nagrań koncertowych, krążących wśród fanów. Rzeczywiście, Fripp skutecznie realizuje się w kontakcie na żywo ze słuchaczami, prezentując nie zawsze lekką w odbiorze, ale często piękną muzykę. Do takiej pozytywnej emanacji jego talentu, należy zaliczyć niewątpliwie amerykański koncert z 2005 roku wydany na płycie "Love Cannot Bear".  Kolejna edycja z serii krajobrazowych, wyjątkowo ciepła propozycja. Pierwsze czterdzieści minut zapisu, to seria syntezatorowych padów, gęstych i jednolitych w budowie fraz. Muzyka wywołuje różne skojarzenia, unosząc słuchacza w jemu tylko znane rejony wyobraźni... Relaksacja przetykana solówkami o barwie fortepianu, pełna niedopowiedzeń i subtelności. Można mieć wrażenie zawieszenia w czasie i przestrzeni. Po tej czysto elektronicznej propozycji, Robert wyciąga gitarę i poziom emocji ulega podwyższeniu. To co ujmowało fanów King Crimson, wraca w kolejnej transformacji. Tego po prostu należy posłuchać. Prawdopodobnie Robert Fripp po to się urodził, aby cieszyć grą na swojej gitarze tysiące ludzi. Kolejnym przyjemnym akcentem jest wprowadzenie do zestawu wydobywanych dźwięków,  przekształcanego przez elektronikę ludzkiego głosu. O ile to możliwe, jest jeszcze przyjemniej. Po tych humanistycznych akcentach, końcowe ornamenty to ponownie smutna, przejmująca muzyka elektroniczna. Nostalgia wylega z każdej nutki, zostawiając słuchacza w przyjemnym zasłuchaniu.. Balsam dla duszy, nic dodać, nic ująć. Polecam!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz