środa, 3 października 2012

Robofest 2012 sobota 29.09 - relacja z Festiwalu Muzyki i Sztuki



   Istnieje szczególny rodzaj hedonizmu który zdarza mi się często praktykować, a jest nim miłość do dobrej muzyki. Dlatego, gdy otrzymałem zaproszenie od organizatorów festiwalu Muzyki i Sztuki "ROBOFEST", niewiele się zastawiając, postanowiłem przyjechać do Cieplewa i samemu zobaczyć narodziny nowej inicjatywy. Ta niewielka aglomeracja leży na terenie gminy Pruszcz Gdański. Przy ulicy Długiej 20a wybudowano Ośrodek Kultury Sportu i Rekreacji. W jego zasobach jest między innymi, wygodną sala ze sceną do przedstawień kinowo-teatralnych mieszcząca około 100 osób. Obok pomieszczeń o charakterze socjalnym znalazło się również  miejsce na  galerię obrazów. Nowe, zadbane lokacje, dają poczucie pewnego estetycznego komfortu. W tak korzystnych warunkach organizatorzy - grupa pasjonatów skupionych przy Radio Toksyna FM, przy silnym poparciu lokalnych władz, postanowiła powołać do istnienia projekt o nazwie ROBOFEST - Festiwal Muzyki i Sztuki. Jego pierwsza edycja doszła do skutku w dniach 29-30 września 2012 roku. Na tę wyjątkową dla melomana uroczystość wybrałem się autobusem. Podczas dwugodzinnej podróży z Ostródy do Gdańska, niejako chcąc przygotować sobie dobry podkład do dalszych wydarzeń, wysłuchałem świetnej płyty Kayanisa "Where Abandoned Pelicans Die". Rozkoszując się jej niuansami,  z ciekawością obserwowałem ukształtowanie terenu Elbląskich, a potem Gdańskich Żuław. W samym Cieplewie zostałem sprawnie odtransportowany do pobliskiego hotelu "Pod Lipami", gdzie mogłem nabrać trochę oddechu przed zbliżającym się muzycznym maratonem. Czas szybko popłynął na rozmowach z muzykami: Władysławem Komendarkiem, Jarkiem, który woli być  kojarzony jako projekt DigitalSimplyWorld  (dalej DSW),  oraz moim kamratem Mariuszem Wójcikiem, znanym w necie blogerem, specjalistą od rocka progresywnego i el-muzyki. 




 Na sali koncertowej poznałem organizatorów, gitarzystów: Marcina Kulwasa i Jarka Figurę, popularyzatora astronomii i kompozytora Przemka Rudzia, Tadeusza Łuczejkę nagrywającego jako Aquavoice - organizatora festiwali Międzynarodowych Prezentacji Muzycznych "AMBIENT"  które corocznie odbywają się w Gorlicach, czy Krzysztofa Dudę. Przed rozpoczęciem Festiwalu zwiedziłem galerię wypełnioną obrazami Tadeusza Łuczejki oraz grafiką Marcina Burmińskiego. 



 Kilka pozycji poświęconych było Czesławowi Niemenowi. Postać Niemena, wybitnego polskiego muzyka, przewijała się nie tylko w tej formie. Tytuł imprezy jest pochodną słowa wymyślonego przez artystę: Robotestra - to zespół wykonujący muzykę posługując się niezliczoną ilością elektronicznych palców. Osobistość ta była też często wspominana przez prowadzącego, a Przemysław Rudź który jako pierwszy z muzyków zagrał na koncercie, skomponował  i przedstawił na koniec swojego występu wariację na temat utworu Czesława "Dorożką na Księżyc".



 Ale wcześniej, przez godzinę, Przemek dał solidny muzyczny pokaz swoich możliwości. Zagrał dużo swojej nowej, nieznanej szerzej muzyki. Po autoprezentacji ("gram tak zwana klasyczną muzykę elektroniczną") rozpoczął dość mroczno. Zaprezentował fragmenty płyty "Paintings", ale przypomniał też "stare", świetne motywy, chociażby "Let There Be Light" z "Cosmological Tales". Skomponowany przez niego efekt brzmienia narastających talerzy puszczonych od tyłu, nałożonych rytmicznie na basowe ostinato wydobywające się z wirtualnego  Oberheima, do tej pory robi wrażenie. Z pewnością utwór ten wejdzie do kanonu polskiej muzyki elektronicznej, jak "Oxygene IV" J.M. Jarre'a do francuskiej. Spektakl Rudzia okraszony był laserami, które dobrze pasują do tego typu muzyki. Łączy ona w sobie  popularne brzmienia przystępnej muzyki elektronicznej z drugiej połowy lat 70. z dużo ambitniejszą twórczością,  nadając całości uniwersalny, eklektyczny charakter.  Jako kolejny, wystąpił duet Władysław Komendarek & Marcin Kulwas. 




  Ciekawe, że Władek zgodził się zagrać bez wcześniejszego przygotowania (w końcu przyjechał jako gość honorowy), a Marcin nie bał się wyzwania.  Podjęta w ostatniej chwili decyzja wspólnego jam session, zaowocowała muzyką chwilami być może chaotyczną, ale na pewno spontaniczną i pełną ekspresji. Gitarowe eksperymenty Marcina, grane z pasją, jak i pełne energii ewolucje Władka na Korgu TR wzbudziły moje uznanie. Komendarek nigdy wcześniej nie grał na tym modelu syntezatora, a jednak po kilku sekundach miało się wrażenie, że robi to od lat. Były momenty, gdy iskrzenie między artystami dawało w efekcie bardzo wyraziste, pełne "mięska" akustyczne sprzężenia. 


 Po przerwie, w której środowisko mogło się integrować i kulturalnych rozmowach, wystąpił trzeci wykonawca - QLHEAD Jest założycielem labelu 3LOOP Records, 3LOOP.org  i znajomi twierdzą, że cierpi on na muzyczne ADHD.  Nie wątpię że Tom QLHEAD kocha tworzenie nowych nagrań.  Nie ogranicza się do grania jednego gatunku, w jego kompozycjach słychać trans, ambient, muzykę klubową... Gra właściwie wszystkie elektroniczne brzmienia w ustalonych przez siebie proporcjach.  Nie jestem jakimś specjalnym fanem takiego grania, chociaż...


 Właściwie, muzyczny trans bardzo lubię (QLHEAD's Salvation również), więc na urozmaicenie koncertu nie mogłem narzekać. Jako ostatni wystąpił Tadeusz Łuczejko.  Według niektórych, był to najlepszy koncert tego dnia. Sam oczekiwałem go z ciekawością, bo do Gorlic było mi ciągle daleko, a Aquavoice ma od lat ustaloną renomę w kraju. 


 Jakiś czas temu dotarłem do jego starszej, znakomitej płyty "Sound Chaser" i zastanawiałem się, czego można spodziewać się po jego nowej muzyce. Nie zawiodłem się. Zawartość najnowszego krążka "Seti Project"  słyszana ze sceny, potwierdza dobrą formę artysty.  Idealna na nocną porę, pobudza wyobraźnię. Dociekliwy analityk usłyszy sample z filmu "Odyseja Kosmiczna 2010", najróżniejsze odgłosy, chociażby kurzu z płyty analogowej, wielojęzycznych dialogów, często niepokojące dźwięki.  Sekwencje, delikatne niczym dreptanie pająka po sieci, mam wrażenie że miłośnicy Biosphere też znajdą w nowej muzyce Tadeusza coś dla siebie. Scena koncertowa ma to do siebie, że muzyka dociera z dużo większym natężeniem, pozwala dostrzec frapujące detale. Za plecami artysty prezentowana była najczęściej czarno-biała grafika pogłębiająca wrażenie. W ostatniej kompozycji swoistym urozmaiceniem był wykorzystany głos pieśniarki rodem z Bielanki - Julii Doszny.  Niezwykły klimat,  niesamowity nastrój  - wrażenie uczestnictwa w odbiorze nietuzinkowej sztuki. Tak zakończył się pierwszy dzień Robofestu 2012. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz