wtorek, 10 maja 2011

Geir Jenssen - Cho Oyu 8201m


        Ciekawa płyta, choć jak to zwykle bywa u Geira - dość trudna w odbiorze. Nie jest ona czymś zupełnie innym od wcześniejszych jego dokonań, a może nawet wydawać się bardziej przystępna i urozmaicona. Na pewno nie brzmi tak ponuro jak Shenzhou. Słuchając tej muzyki miałem wrażenie, że Geir ciągle gmerał przy swoim osprzęcie, a miejscowe zwierzęta głośno mu kibicowały. Towarzyszył temu odgłosy ludzkich rozmów, szkoda tylko, że nie po rosyjsku - akurat na płytach Jenssena wybitnie pasowały pogaduszki w tym języku. Wiatr szumi, psy szczekają, dzwonki dzwonią, samochody się mijają, po kanałach powtarzają się niekiedy orientalne melodyjne motywy. W sumie do niczego nie można się przyczepić. Może tylko do tego, że utwory najczęściej bardzo wyraźnie oddzielają się od siebie zamiast zlewać w jeden ciąg.

        Ta płytkę zaliczę do odmiany "ciepłego ambientu": urozmaiconej i dość wyrazistej (jak to kiedyś sobie taki termin wymyśliłem dla własnych potrzeb). Będę do niej wracać co jakiś czas, a to jest chyba najlepsza reklama.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz